Felieton 12-16 z cyklu „Okruchy wspomnień”
Ech! Łza się w oku kreci i sam też się z myślami wiercę bo czegoś mi brakuje gdy zbliża się data 1 maja, niegdyś pisana dużymi literami. Niby mamy nadal czerwoną kartkę w kalendarzu, kościół traktuje ten dzień jako święto Józefa – robotnika ale przecież to już nie to. Czy ktoś pamięta, że ostatni pierwszomajowy pochód w Grajewie miał miejsce w 1988 roku, a więc 28 lat temu? Wspomniałem o tym podczas przypadkowego spotkania z grajewskim Pierwszym Sekretarzem. Jego zdaniem to był także przegląd miejscowych zakładów pracy. Trudno się z tym nie zgodzić. Mam nostalgię jak pewien stary Niemiec, który lubił piosenki z Hitlerjugend. Na uwagę, że faszystowskie mawiał, że Hitlera ma w d…. a to są piosenki jego młodości. Niech się więc czytelnicy nie gorszą na moje pierwszomajowe wspominki. Tym razem będą bardziej muzyczne i trochę satyryczne.
Ów pochód w przeddzień wieczorem w sali kina „Przyjaźń” poprzedzała uroczysta akademia. Co roku nasz inspektor kultury Augustyn Sulewski wyznaczał jedną ze szkół podstawowych jako dyżurną do przygotowania okolicznościowego występu artystycznego. Zbliżające się święto mobilizowało nauczycieli i uczniów już na kilka miesięcy wcześniej. Temat był wpisany w roczny plan dydaktyczno – wychowawczy a za jego realizację odpowiadali wybrani nauczyciele. W głowach polonistów rodził się pomysł na okolicznościowy montaż słowno – muzyczny. Koncert niekoniecznie w całości tematycznie związany że świętem była domeną nauczyciela wychowania muzycznego zaś tańce z reguły przypadały wuefistom. Zdolnych artystycznie dzieci i młodzieży jest zawsze w każdej szkole mnóstwo. Wybrana, recytująco – śpiewająca grupa najczęściej z towarzyszeniem chóru już od stycznia zaczynała próby. Szkolny, prestiżowy występ na miejskiej akademii elektryzował. Dzieci uczyły się dykcji, deklaracji, czystego śpiewu i kroków tańca ludowego co samo w sobie było ćwiczeniem nader pożytecznym. Tak naprawdę poza zawodowcami z Komitetu PZPR, którzy pracowali za wynagrodzeniem nikogo nie interesowała ideologia czy polityka. Młodych artystów mobilizowała obecność na widowni rodziny, która ku zadowoleniu władzy robiła frekwencję. Miałem okazję jako nauczyciel SP 4 jeden chyba tylko raz przygotować taką część artystyczną. Niestety, wyjątkowo niewiele z tego pamiętam. W wykonaniu trzygłosowego chóru było coś na ludowo o pasieniu wołków. Chyba był „Polonez Warszawski” T. Sygietyńskiego i „Kołysanka” J. Maklakiewicza z chórem oświetlanym przesuwającą się smugą reflektora. Grupa solistyczna śpiewała piosenki, duet coś o rowerach. Pewnie jak zwykle tańczony krakowiak albo kujawiak? Przaśne to momentami było ale cóż? Pasowało do narodowego klimatu a co najważniejsze dostarczało miłych przeżyć obu stronom: młodym artystom i słuchaczom. Bardziej pamiętam części artystyczne z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej gdy pracowałem w LO im. M. Kopernika. Ten temat był zarezerwowany zawsze dla dwóch szkół średnich na zmianę: dla Liceum i Technikum Rolniczo - Łąkarskiego w Wojewodzinie.
Zanim doszło do występu dwa, trzy dni wcześniej była wewnętrzna akademia szkolna a po niej (o ile pamiętam) próba generalna przed południem w sali kina. Tam całość programu odbierała specjalna komisja, w której uczestniczył inspektor Augustyn Sulewski i ktoś z Wydziału Propagandy Komitetu Miejskiego PZPR. Wieczorem był najważniejszy występ z podobną scenografią i porządkiem jak w całym kraju. Na kotarach zasłaniających kinowy ekran plastycy z domu kultury wieszaki ważne, wycięte że styropianu hasło, kwiatek, napis 1 MAJA itp. Na scenie ustawiano długi stół prezydialny okryty zielonym suknem. Za nim siadała dzwoniąca orderami władza i kombatanci. Później że stołu zrezygnowano, a jeszcze później i z władz. Uroczystość zaczynała orkiestra ponurą „Międzynarodówką” znaną z podżegawczego tekstu „Wyklęty powstań ludu Ziemi”. No to lud posłusznie wstawał ale na krótko. Za jakiś czas dłużej na Węgrzech, w Czechosłowacji i w Polsce. Po owej „Międzynarodówce” niebezpiecznej jak dzisiaj „Oda do radości” homilię wygłaszał sam Pierwszy Sekretarz. Treść wystąpienia co roku była niby inna ale to tylko pozory. Zmieniali się sekretarze, pozostawały zaklęcia np. mija kolejny rok budowy / jest trudno ale dzięki postępom / okres błędów i wypaczeń / niech żyje i się umacnia / amerykański imperializm / będziemy bronić jak socjalizmu / niech się święci i triumfuje! Dobrze wychowania publiczność to wszystko nagradzała brawami ale wiemy, że takie powtarzanie w końcu zrobiło swoje. Po przemówieniu wieszano medale na wybranych przedstawicielach ludu. Na końcu części oficjalnej słusznie było „Jeszcze Polska nie zginęła”. Po zasłonięciu kurtyny że sceny wynoszono najpierw meble. Prezydianci sami schodzili i siadali w pierwszym, zarezerwowanym dla nich rzędzie. Akademie pierwszomajowe to był niemal zawsze triumf chóru SP 2 pod dyrekcją Elżbiety Kazimierskiej. Pani Ela w najlepszych latach miała ponad stuosobowy chór z orkiestrą odeonową co oczywiście zapewniało wyjątkową frekwencję a towarzysze z przewodniej siły politycznej mieli słuszne powody do mniemana o trwałości najlepszego z ustrojów. Co te dzieci nie robiły? Wszystkie pięknie wystrojone. Zdyscyplinowany chór na komendę machał chusteczkami, chorągiewkami. W orkiestrze akordeony, werble, fanfary dodawały pompatyczności. Przy takich efektach specjalnych czystość śpiewu i wielogłosowość nie miały istotnego znaczenia.
Inne przygotowania do uroczystości odbywały się w budynku Straży Pożarnej. Tam ostro ćwiczyła orkiestra dęta. Po ostatniej próbie czyszczono i polerowano instrumenty pastą do zębów (tak, tak). Trąbki, trąby i wszystko co poniklowane miało świecić w majowym słońcu. Z orkiestrą dętą bywało różnie. Była lepsza i gorsza, większa lub mniejsza. Jej jakość muzyczna poprawiła się trwale po kilku latach działalności PSM gdy skład zaczęli uzupełniać młodzi absolwenci szkoły. Granie w orkiestrze dętej jest pracą społeczną z czego bywały czasami nieporozumienia zwłaszcza gdy ktoś z władz zbyt mocno przejął się potęgą swego stanowiska. Tradycją orkiestry OSP w Szczuczynie był zgodny udział w świętach państwowych i w procesji Bożego Ciała. Jak w każdej tego typu orkiestrze bywało, że orkiestranci grali na pogrzebach mając za to niewielki zarobek. W Gierkowych latach 70-tych, gdy Ojczyzna tak jak dzisiaj rosła w siłę i dostatek za pożyczone pieniądze, nie spodobało się to miejskiemu sekretarzowi. Po którymś święcie majowym wydano zakaz uczestniczenia w procesji i na pogrzebach. Rozzłoszczeni strażacy na najbliższej próbie złożyli instrumenty i oświadczyli, że z okazji Dnia Zwycięstwa 9 maja też nie zagrają. Durny zakaz oczywiście cofnięto a sprawca zamieszania wkrótce że Szczuczyna wyjechał.
Wiele zakładów pracy rychtowało się na pochód z pełną powagą i odpowiedzialnością. Rodziły się pomysły plastyczne na prezentację firmy chociaż daleko im było do fantazji szkół tańca na brazylijskim sambodromie Regułą były transparenty z przydzielanymi rokrocznie hasłami popierającymi jedynie słuszny, socjalistyczny ustrój i sojusz. Inne płachty czerwonego płótna z naklejonymi z bristolu białymi literami pouczały masy pracujące miast i wsi jakich mamy wrogów. I dzisiaj chociaż nie ma już pochodow pierwszomajowych tamte przyzwyczajenie pozostało. Polityczna walka klas weszła nam w krew. Zapracowanym i nierozgarniętym ludziom należy wskazać kto jest aniołem i kocha pokój a kto zaprzysięgłym zbójem i chodzi z maczugą. W naszym nieszczęśliwym kraju Polacy biorą się za łby tak kapitalnie, że nawet prowokatorzy zbeszczelnieli i nie muszą się maskować. Rządzi nie ta partia więc nie ma demokracji i basta! W tamtych latach była demokracja ale socjalistyczna i sprawiedliwość ale społeczna. Dla tak jednoznacznych pojęć jak demokracja, moralność i sprawiedliwość każdy przymiotnik jest wytrychem wypaczającym desygnat.
1 Maja przedstawiciel klasy panującej niósł tę propagandę w towarzystwie lasu szturmówek i miał wszystko głęboko w nosie. Transparenty trzymał z uwagą ze względu na wiatr. Później przestał nieść jak powiał wiatr historii. Ci że szturmówkami mieli lekko i pewnie powiewali nimi z radością wprowadzając w błąd co do intencji ekipę na trybunie, albo i nie! Wtedy obie strony wiedziały o co chodzi. Tak czy inaczej tamte pierwszomajowe manifestacje jak i dzisiejsze w obronie demokracji przypominają bal maskowy.
Udział w pochodzie niby nie był restrykcyjnie obowiązkowy ale... na wszelki wypadek kolportowana szeptanka powtarzała, że absencja może być gdzieś przez kogoś notowana itp. więc na wszelki wypadek ludzie chodzili. Niejeden np. dlatego żeby nie dać powodu do nieprzyznania paszportu. A chciał wyjechać do takiego kraju gdzie święta robotnika wprawdzie nie obchodzono za to mu solidnie płacono. Z czasem ludzie przekształcili pochód w happening, towarzyskie spotkanie, okazję na spacer z krótkim przyśpieszeniem przed trybuną. Jak było powszechnie wiadomo, w obozie socjalistycznym polski barak był najweselszy. Warto dodać, że pierwsze manifestacje, które pamiętam zaczynały się zbiórką zakładów pracy na stadionie miejskim. Trybuna honorowa była na ulicy Ełckiej przed ZS nr 3 zwaną, wtedy szkołą SP 2 a jeszcze wcześniej TPD (Towarzystwa Przyjaciół Dzieci).
Święto majowe kończyło się wieczorem zabawą ludową w Parku Miejskim, czasami w świetlicy Straży Pożarnej. Grała orkiestra na żywo i wtedy frekwencja była naturalnie duża.
Może czytelnicy zechcą podzielić się swoimi wspomnieniami z okazji majowego święta? Najprzyjemniej wspominać młode lata jak mawiał stary Niemiec.
Załączone fotki z archiwum autora i ze zbiorów Basi Rutkowskiej, Walentego Michalaka i Jana Romanowskiego.
Antoni Czajkowski